Wróciłem niedawno do "Lata leśnych ludzi" Rodziewiczówny. To jedna z pierwszych "dorosłych" książek, jakie przeczytałem gdzieś na początku podstawówki. Nie jest to może cud literatury, język momentami napuszony i przegadany. Jak byłem mały, podobała mi się bardziej przygodowa część powieści.
Ale sama koncepcja jak na początek XX wieku zaskakująco nowoczesna. Mamy na przykład chyba pierwszą w polskiej literaturze postać wegetarianina, czyli Rosomaka:
"Uważam, że chcecie urządzić dziką indyjską ucztę, pożreć tego trupa, no i ten grzech odchorować. Wolna droga! [...]
— Od dawna już mięsa nie jadam i coraz większy czuję doń wstręt."
1/2
Oto ludzie mający taką możliwość uciekają od cywilizacji, zamieszkują w dziczy choć... tylko na pół roku, bo z czegoś też żyć trzeba i ma się inne obowiązki.
"Pozornie nie ma dla leśnych ludzi ni miejsca, ni życia. Przystosowali się do warunków i już teraz niczym się jakoby od reszty ludzi nie różnią. Spełniają swe obowiązki powszednie, pracują wśród innych z innymi, obcują z cywilizacją, biorą udział w postępie, korzystają z wynalazków, umieją się obchodzić z pieniędzmi, mieszkają w miastach, ubierają się jak inni, bywają w teatrach. Czyżby ród i tradycja leśnych dusz zginęła? Przenigdy! Nieśmiertelny jest duch i ród ducha nieśmiertelny; tylko kto rodu tego ciekaw, z rodu tego być musi i wtedy krewniaka odnajdzie.
Nie trzeba koniecznie szukać go wśród cichej wsi i głębokich borów, wśród ludzi stojących u warsztatu przyrody, w jej królestwie: można tam szukać długo i na próżno, a znaleźć w wielkim fabrycznym mieście. Można znaleźć w uczniowskim pokoiku, gdy chłopak po odrobieniu algebry, zamiast iść szukać rozrywki w dusznej sali knajpy, z gilem chowanym się bawi i dogląda go, można w suterenie szewca, co ledwie wie nazwę ptaka, który mu ćwierka przy robocie. I w tłumie ulicznym poznać można po szczególnym zachowaniu się w nadzwyczajnych wypadkach miejskiego życia.
Gdy wychodzą wieczorem dzienniki z ostatnimi depeszami wojny, skandalicznego procesu, sensacyjnego mordu, a ktoś nie bierze do rąk gazety, ale przypatruje się z uśmiechem sadowieniu się wróbli na nocleg, z rodu leśnego jest. [...]
Leśni ludzie zwykle trzymają się samotnie, dusze swe kryją, o swoim wnętrzu z nikim nie mówią, wiedząc, że to innych nie zajmuje.
W potwornym młynie ziemskim, gdzie bożyszczem jest interes, walka o zbytek i użycie wykwitu cywilizacji, obcując z innymi, mają w oczach często zgrozę lub krytyczne zdumienie, ale milczą i spełniając swe społeczne obowiązki, baczą tylko, by się nie dać zgnieść, zmiażdżyć. O dusze swe nie są trwożni: tych zaraza świata nie skazi."
2/2
Do poczytania np. w WL:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rodziewiczowna-lato-lesnych-ludzi/
@rdrozd pamiętam że za dziecka kochałem tą książkę i chciałem tak żyć... muszę sobie ją przypomnieć... ciekawe jak się zestarzała(łem)
@wm23 O tak, też marzyłem żeby tak mieszkać w lesie :) chociaż mniej mi się podobało ile ci główni bohaterowi roboty mieli.