Skończyłem i wyplatynowałem #AssassinsCreedShadows. Mimo szerokiej i burzliwej dyskusji w internecie uważam, że niewiele jest tu do powiedzenia. Dla oceny punktowej to ta sama półka co inne RPGowe odsłony serii, czyli Origins, Odyssey i Valhalla. Fanów tych odsłon nie trzeba będzie zachęcać, a ich sceptyków zachęcać nie ma po co.
W Shadows nie brakuje ani plusów (jak jakość produkcyjna scenek i dialogów, skala przedmiotów do znalezienia czy chyba najfajniejsza w tej serii walka), ani minusów (eksploracja obszarów pozamiejskich, błędy czy jakość contentu opcjonalnego), ale największym grzechem tej odsłony jest to, że plusy nie komplementują bezpośrednio gameplayu, a minusy wyraźnie go osłabiają. Z każdą kolejną godziną grania narasta żal, że może lepiej by było gdyby zrezygnowano z setek modeli do dekorowania bazy jakie można znaleźć w świecie gry (z których przez 70 godzin nie skorzystałem) i zastąpiono aktywności typu "pomódl się przy 3 kapliczkach" czymś ciekawszym, albo chociaż przygotowano sensowniejsze szlaki podróży, żeby eksploracja nie polegała na badaniu po omacku (bo ekran zasłaniają krzaki) czy w danym miejscu da się podejść pod górkę, czy trzeba spróbować 2 metry dalej.
To dziwny twór, nadal oferujący lubianą formułę na znanym już poziomie, ale swoją bezduszną kalkulacją contentu i konsekwentnym ignorowaniem gnijących fundamentów rozgrywki odzierający z sympatii do marki.