@timorl
Zacząłem się (bardzo powoli) wgryzać w ten tekst w Kontakcie. Trochę czasu mi to na pewno zajmie, ale na początek mam pytanie kontrolne: czy na Twoje oko (bo zakładam, że nie wgłębiałeś się w te różne omawiane badania, i nie o to mi chodzi żeby Cię tu na czymś łapać — chcę tylko mieć porównanie różnych perspektyw jako jakiś wstępny punkt odniesienia) ten tekst robi wrażenie generalnie rzetelnego?
(Dla kontekstu, przy okazji: ten artykuł w Kontakcie jest przede wszystkim odpowiedzią na to: https://klubjagiellonski.pl/2023/02/10/zabiegi-tranzycji-plci-u-maloletnich-powinny-byc-zakazane/)
@chlopmarcin @kravietz @PawelK@noagendasocial.com
@timorl
Rozumiem, tylko na takim najbardziej powierzchownym poziomie pytałem, nie proszę Cię o fact-checking. :)
@chlopmarcin @kravietz @PawelK@noagendasocial.com
@timorl
Jakby co to wrzuciłem drobną próbkę tutaj:
https://nitter.net/RadekCzajka/status/1646847907004309505#m
@chlopmarcin @kravietz @PawelK@noagendasocial.com
W ramach aktualizacji tematu:
Magazyn Kontakt opublikował pod tekstem sprostowanie Sakowskiego, w której znajduje się też zapowiedź „osobnej polemiki dla Magazynu Kontakt”, więc zakładam że redakcja dała Łukaszowi prawo odpowiedzi.
To oczywiście dobrze. Ja bym na ich miejscu zdjął ten tekst, albo (może lepiej) przynajmniej opatrzył go wyraźnym ostrzeżeniem, bo, poza fałszywymi oskarżeniami pod adresem Łukasza, zawiera też nieodpowiedzialną dezinformację medyczną. Ale prawo odpowiedzi wydaje się rozsądnym minimum.
@timorl @chlopmarcin @kravietz @PawelK@noagendasocial.com
@timorl
Sprostowanie Łukasza faktycznie jest ogólnikowe. Sygnalizuje, że w polemice będzie wskazywał manipulacje — mam nadzieję, że konkretnie.
Czytałeś mój wątek, w którym wskazałem manipulacje w tym tekście Kontaktu? Pokazuję tam dużo więcej konkretów niż w krótkim, raczej sygnalnym, sprostowaniu Łukasza.
https://nitter.net/RadekCzajka/status/1646847907004309505
Nie jestem pewien o której konkretnie liście efektów ubocznych mówisz, jak wskażesz to chętnie się odniosę.
Założenie nie jest takie, że „bycie trans” jest gorsze niż „bycie cis”, tylko że złe są zbędne interwencje medyczne, zwłaszcza tak obciążające jak te o których mówimy — czy to hormonalne, czy chirurgiczne.
Dlatego, dobrze zgadujesz, stanowczo odrzucam analogię do homoseksualności. Bycie osobą homoseksualną nie prowadzi do żadnych związanych z tym interwencji medycznych. To, czy ktoś jest gejem albo lesbijką, czy nie jest, ma się nijak do tego, czy komuś za młodu odcięliśmy części ciała albo zrobiliśmy z niego na całe życie pacjenta endokrynologii, i okazało się że niepotrzebnie. W ogóle nie rozumiem na czym tu polega jakiekolwiek podobieństwo.
Nie zgadzam się ws. porównywalnej manipulacji u ŁS, ale możemy to omówić jeśli chcesz.
Leworęczność: lekarze „leczyli mańkutów”, natomiast nikt nie robił niczego co nazywałby „leczeniem transpłciowych dzieci” — w ogóle nie było takiego pojęcia. To co nazywasz „zwalczaniem transpłciowości” to projektowanie dzisiejszych pojęć na przeszłość, w której nie były znane, na jakieś praktyki, które w ogóle nie były tak rozumiane. Dlatego wskazuję że ta analogia nie działa.
(Proponuję też powstrzymać się od uwag o „rozbawieniu” itp. — to niewinny przytyk, ale temat jest drażliwy.)
Trudności w dostępie: nie chodziło mi o ogólnikowość, tylko o to, że z jednej strony jest ścieżka oficjalna, która pozwala mówić, że tranzycja jest podparta ostrożną diagnostyką (to te trudności), a z drugiej ścieżka prywatna, bez „zbędnych opóźnień”, z doskonałą wiedza w środowisku, do kogo trzeba pójść by od ręki dostać co się chce (co też wiąże się z patologiami typu: lekarz dający od ręki recepty na duże dawki hormonów, ale w zamian żądający nagich fotek).
Tak, pamiętam, że były kłótnie o „promocję homoseksualizmu” vs „born this way” (i powinno dać się znaleźć jak pisałem ze ~20 lat temu na alt.pl.homoseksualizm, że jak dla kogoś homoseksualizm to wybór to właściwie CO Z TEGO). Ale nie udawajmy, że ta rozmowa nie zmienia się, gdy zaczynamy mówić o interwencjach medycznych. Będę się upierał, że medykalizacja to istotna różnica, wyjaśniająca, dlaczego, all things being equal, generalnie lepiej nie medykalizować niż medykalizować. To nijak nie jest analogiczne do pytania, czy lepszy związek homo czy hetero.
Nie rozumiem tej analogii z AIDS. AIDS nie jest interwencją medyczną.
Nie rozumiem też tej uwagi o „niepamiętaniu o lesbijkach”. Ryzyko transmisji HIV w przypadku seksu lesbijskiego jest po prostu (relatywnie) ~żadne. To też był zawsze zabawny argument dla konserwatystów: skoro tak się martwicie, że seks gejowski naraża na HIV, to konsekwentnie powinniście też nakłaniać kobiety do lesbianizmu.
@timorl
U ŁS widzę nieścisłości, których korekta jednak nie zmieniłaby wymowy treści na przeciwną. Uwaga o mieszaniu skutków ubocznych jest słuszna, ale co to by zmieniło, gdyby te skutki uboczne staranniej posegregować? Najpoważniejsze co zauważyłem, to jak pisał o setkach pozwów już złożonych pod adresem GIDS, opierając się na ogłoszonych dopiero zapowiedziach kancelarii że *chce* złożyć dużo pozwów.
---
Presja, o której piszesz, na normatywny ubiór i zachowanie, jest nakierowana na „poprawienie” osób nie pasujących do norm i oczekiwań wobec płci. Ja rozumiem, że stawiasz tezę, że za tymi nienormatywnymi zachowaniami kryły się czasem tożsamości trans (zakładam że nie za wszystkimi, bo chyba jednak nie utożsamiamy nienormatywności z transpłciowością — istnieją przecież chłopcy/mężczyźni którzy po prostu nie są stereotypowo chłopięcy/męscy i podobnie dziewczynki/kobiety które nie są stereotypowo dziewczęce/kobiece). Ale to jest właśnie to o czym mówię, że to jest projektowanie dzisiejszych pojęć wstecz. Ojciec bijący syna żeby „zrobić z niego prawdziwego mężczyznę” nie „leczył” transpłciowości, tylko niespełnianie przez syna normy męskości. Niezależnie od tego, czy ten syn odczuwał tożsamość płciową, czy był gejem, czy był po prostu „zniewieściały”.
Tymczasem leworęczność była tłumiona jako znana od dawna leworęczność. Ludzie cały czas wiedzieli że niektóre dzieci są leworęczne, podczas gdy pojęcie „dzieci trans” nie istniało. Wszyscy cały czas wiedzieli, że „mańkuci” istnieją, ale żeby odnaleźć dawne „dzieci trans”, trzeba na te potrzeby reinterpretować (niektórych?) „zniewieściałych chłopców” i „babochłopy”.
(Co do dalszej części — nie wiem na ile mamy tu siłę otwierać temat informed consent w kontekście tranzycji dzieci — wbiję więc tylko patyczek, że tu będzie granica między „starajmy się nie medykalizować bez potrzeby” vs „ludzie mogą robić ze swoimi ciałami co chcą zgodnie ze swoim światopoglądem i nikomu nic do tego”. Ale nie musimy tego ciągnąć.)
@rcz Bogowie, taki elaborat strzeliłem że mi się limit znaków na instancji skończył, sorkie.
1/3
Zmieniłoby to jednak dużo, w tej wersji jak to zostało napisane, pozostawia to wrażenie na czytelniku że blokery mają wiele skutków ubocznych i, w kontekście, one wszystkie pojawiają się u dzieci które rozpoczynają jakąkolwiek tranzycję, zamiast dopiero na istotnie późniejszym etapie, jeśli w ogóle. To ostatnie jest oczywiście kluczowe w kwestii tego jak świadome tych skutków mogą być osoby które się na terapię decydują. Takie pozostawianie czytelnika z nie odpowiadającym rzeczywistości wrażeniem brzmi dokładnie jak większość rzeczy na które narzekałeś w tamtym wątku twitterowym.
Ale akurat tutaj bym nie oceniał zbyt surowo – to w końcu pochodzi nie z posta, tylko z dość krótkiego komentarza pod innym tekstem, ciężko mieć do takiej formy równie wysokie standardy. Najwyżej jest to lekka poszlaka, że Sakowski nie wzbrania się przed ideologicznym naginaniem zdań, ale naprawdę lekka – w tak krótkim tekście raczej byłbym skłonny podejrzewać, że głównie jest to wynik ograniczeń formy.
Jeśli bym miał wskazać przykład który mnie bardziej uderzył, ale już z faktycznego posta, to najpierw potrzeba trochę kontekstu z mojej strony. Jeśli mam tę całą debatę traktować poważnie, to nie może ona dotyczyć praw osób transpłciowych, bo te dla mnie nie podjlegają debacie, tylko ewentualnie konkretnych problemów z tym kiedy ludziom tranzycja jest zalecana.Czyli problem z którym musielibyśmy się mierzyć musiałby być postaci:
Jeśli problem jest takiej postaci, to faktycznie można z nim coś robić, głównie poprzez wpływanie na organizacje lekarskie, w najgorszym razie poprzez legislację. Ja jestem świadomy symetrycznego problemu przeciwnego, w którym ludziom nie jest zalecana tranzycja (ani nawet przedstawiany ten wybór), nierzadko nie są świadomi efektów jej braku (choć to akurat jest mały problem w tę stronę, skoro i tak nie mają możliwości podjęcia tej decyzji) i potem żałują i cierpią z powodu jej braku – stąd z resztą duża część współczesnego ruchu na rzecz transpłciowości.
W każdym razie, abym się przekonał że to jest problem z którym warto coś robić potrzebuję argumentów za punktami 2 i 3 (do 1 już jestem przekonany). O 2 Sakowski właściwie nie pisze, natomiast o 3 pisze pośrednio, i w końcu teraz mogę się odnieść do jednego miejsca w tekście posta, które mnie uderzyło jako manipulujące na porównywalne sposoby na które ty narzekałeś w artykule. Nie jest to jedyne miejsce, ale już pisałem że nie chcę się rozpisywać o wszystkich, a to jest przynajmniej z mojego punktu widzenia kluczowe.
Nie będę przeklejał tekstu, ale możesz poszukać “Chociaż dotychczasowe” i będę pisał o kolejnych akapitach.
@rcz 2/3
Po pierwsze autor podaje szereg badań, które są dokładnie sprzeczne z jego tezą (“detranzycja jest częsta”). Następnie szeroko się rozpisuje o wszystkich powodach dla których można się spodziewać że te dane są zaniżone, najpierw o surviviorship bias gdzie podaje zmyślony przykład z dużymi liczbami, który w próżni byłby akceptowalnym opisem potencjalnych największych możliwych efektów takiego błędu na wynik badań naukowych, ale w tym kontekście pozostawia czytelnika z zupełnie nieuzasadnionym poczuciem że przytłaczająca większość(!) ludzi rozpoczynających tranzycję się z niej wycofuje. Jednocześnie nie wspomina o powodach dla których te dane mogą być zaniżone (np. zdażają się i retranzycje po detranzycjach, kryteria diagnostyczne się zmieniały z czasem na różne sposoby itd.), więc przedstawia sprawę bardzo jednostronnie. Dalej pisze o tym że detranzycje często zdarzają się dopiero po wielu latach, ale tego nie podpiera zadnymi badaniami – jedyne badanie jakie cytuje w tym akapicie ma jedynie dowodzić że statystyki mają być zaniżone, a nie bezpośrednio że te wiele lat na to wpływa (nb. aż zajrzałem do tamtej pracy i nie mogłem znaleźć stwierdzenia o zaniżonych statystykach detranzycji, co nie jest dziwne, bo ona wskazuje ~7%, co jest całkowicie w zakresach podanych przez Sakowskiego na początku akapitu (z którymi się nie zgadzał), a sama praca wręcz podaje węższy zakres <1-8% niż Sakowski we wstępie; nie było też nic o odstępie czasu, przynajmniej po szybkim przejrzeniu). To znowu sprawia u czytelnika wrażenie że te wartości mogą być zaniżone, mimo że cytowana praca nie suguruje takiej interpretacji, co ewidentnie jest manipulacją.
Po drugie, patrzenie na detranzycje nie jest do końca argumentowaniem za punktem 3. W końcu nie każda detranzycja wiąże się z żalem, nawet jeśli u Sakowskiego ewidentnie tak było. W końcu można być zadowolonym z jakiegoś doświadczenia, nawet jeśli się go nie chce kontynuować. Brak dyskusji o tym w poscie byłby nawet zrozumiały, gdyby badania o żałowaniu tranzycji nie istniały, ale nie dość że one istnieją, to jeszcze są wręcz cytowane – nawet to jedno badanie do którego zajrzałem o tym wspomina! Konkretnie tam 12 osób przeszło detranzycję, z czego 2 (dwie! nawet tego nie opisują procentami, bo tak mały odsetek nie wychodziłby pewnie poza niepewność) żałowały tranzycji. Czyli czytelnik kończy lekturę tych akapitów z poczuciem że każda detranzycja jest taką tragedią jaką Sakowski sam przeżył, co jest dalekie od rzeczywistości. Nie wspominajac nawet o tym, że nawet jeśli prawdą by było 80% z kompletnie niczym nie podpartego przykładu, to jeszcze większa część z tych ludzi by raczej tranzycji nie żałowała – w końcu jak byli w tym procesie krócej, to zapewne odczuli jeszcze mniej jego efektów.
Czyli ostatecznie z mojej perspektywy Sakowski manipuluje (nie wiem na ile świadomie) przy prezentowaniu statystyk absolutnie kluczowych dla problemu. Na część z teego nawet się złapałem, bo myślałem że może faktycznie są nowsze badania pokazujące wyższy odsetek detranzycji, ale jak zajrzałem do badania które to miało potwierdzać, to nie znalazłem poparcia dla takiej tezy. To niestety powoduje że teraz mam do niego istotnie mniejsze zaufanie (nawet rzeczom podanym w tekście jako fakty podparte badaniami nie można ufać :/) i lepiej rozumiem czemu @robryk był aż tak krytyczny.
@rcz 3/3
Uf, jeszcze krótko o pozostałych rzeczach, które kluczowe dla dyskusji nie są, ale interesujące.
Tak, wymuszanie norm płciowych nie celowało wprost przeciw ludziom z innym poczuciem tożsamości płciowej, a we wszystkich którzy inaczej swoją płciowość wyrażali, z jakiegokolwiek powodu by się to nie działo, tak jak piszesz. Z mojej perspektywy teraz jesteśmy w procesie pozbywania się kolejnych warstw tego wymuszania z kultury, poczynając od kobiet w spodniach, poprzez akceptację homoseksualizmu, po transpłciowość. I nic dziwnego że jak się pozbywamy kolejnych warstw to coraz więcej ludzi jest w stanie otwarcie dokonywać takich ekspresji w społeczeństwie – na tym polega porównanie do leworęczności, to że owa miała konsystentną nazwę i kulturowe zrozumienie przez wieki nie ma aż tak dużego znaczenia dla analogii.
To że ludzie o innych tożsamościach płciowych zawsze istnieli to jest osobna sprawa, i tu raczej bym argumentował poprzez istnienie takich grup jak https://en.wikipedia.org/wiki/Hijra_(South_Asia), https://en.wikipedia.org/wiki/Mukhannath czy https://en.wikipedia.org/wiki/N%C3%A1dleehi . Nawet po tamtych opisach widać jak różnie różne kultury traktują mniejszości płciowe i seksualne, oraz jak często mieszają te pojęcia czy grupy. Żadna z tych grup nie odpowiada wprost wspóczesnemu zachodniemu pojęciu osób transpłciowych (tu się zgadzamy), natomiast z dużą pewnością można powiedzieć że były wśród nich osoby które zapewne w naszej kulturze by wyrażały siebie poprzez uznawanie się za transpłciowych. To że w europejskiej kulturze nie było miejsca (czy nawewt nazwy) dla takich grup jest raczej ewenementem i powoduje że w naszej historii da się znaleźć raczej pojedyncze osoby z niestandardowymi tożsamościami płciowymi niż społeczności.
W sprawie blokerów, piszesz o pozostawianiu „wrażenia że blokery mają wiele skutków ubocznych” i że (jeśli dobrze rozumiem tę uwagę) problemem jest brak rozróżnienia, jakie są skutki tylko blokerów, a jakie dopiero w wyniku decyzji o dalszych krokach.
Rzecz w tym, że:
1. skutków ubocznych blokerów nie można lekceważyć — o niektórych już wiemy, o części brakuje twardej wiedzy, dlatego kolejne kraje orientują się że to jest eksperymentalna terapia, która nie powinna być stosowana rutynowo (zob. np. [1]). Jeśli więc czytelnik zostanie z ogólnym wrażeniem, że blokery mają „wiele skutków ubocznych”, to nie wyląduje daleko od realistycznej oceny. To jest zdecydowanie co innego niż robią autorzy tekstu w „Kontakcie”, którzy np. sugerują, że można zlekceważyć efekty uboczne, bo te leki są stosowany w przedwczesnym dojrzewaniu (nie wyjaśniając, że mówimy o efektach ubocznych które tam nie występują).
2. To oddzielanie skutków blokerów od skutków dalszych kroków opiera się na pierwotnym założeniu, że blokery będą służyć jako dodatkowe narzędzie diagnostyczne, „przycisk pauzy” dający „czas do namysłu”. Tymczasem, jak zwraca uwagę np. Cass [2], niemal wszystkie dzieci po blokerach idą prosto w tranzycję hormonalną. Jeśli to jest w praktyce faktycznie traktowane jak pakiet, jedna terapia rozbita tylko na etapy — to trzeba rozważać skutki całej terapii, w tym długotrwałe — nie tylko natychmiastowe skutki jej pierwszego etapu.
Z tego właśnie powodu zwracają też na to uwagę tzw. „Holendrzy”: „The great majority who had started GnRHa treatment continued with gender-affirming hormones. It is important to take this into account when counseling adolescents who consider this treatment and their parents.” [3]
[1] https://news.ki.se/systematic-review-on-outcomes-of-hormonal-treatment-in-youths-with-gender-dysphoria
[2] https://cass.independent-review.uk/wp-content/uploads/2022/03/Cass-Review-Interim-Report-Final-Web-Accessible.pdf
[3] https://sci-hub.se/https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32152785/
@rcz @timorl @chlopmarcin @kravietz
#lazytoot więc proszę, czuj się uprawnionym powiedzieć mi, żebym sobie sam wpierw poszukał
Czy masz może jakieś źródła śledzące, jak wielu ludzi rezygnuje z tranzycji na różnych etapach? (Nie wiem np. czy następuje to głownie przed blokerami pokwitania, czy może w przedziale między owymi a HRT jest szczególnie mało rezygnacji w porównaniu do przed i po.) Różne źródła, które podawałeś, lub o których rozmawialiśmy mówiły o reyzgnacjach na różnych etapach, ale żadne z tych co widziałem nie próbowało ich porównywać między etapami.
@robryk
Nie mam gotowego zestawu źródeł. Jako punkt startu wskazałbym ten artykuł, bo zawiera sporo uporządkowanych tematycznie linków:
https://link.springer.com/article/10.1007/s11930-023-00358-x
Drugą publikacją zbierającą takie źródła jest Cass Interim Report:
https://cass.independent-review.uk/publications/interim-report/
Ale ogólnie, żeby to trochę uporządkować:
1. Dziecięca dysforia ustępuje w większości przypadków na etapie dojrzewania.
2. Z dzieci ustawionych na blokerach niemal nikt nie rezygnuje z terapii hormonalnej.
3. Wygląda na to że tzw. tranzycja społeczna (zmiana zaimków itp.) też daje u dzieci efekt utrwalający dysforię i prowadzący do medykalizacji.
4. Po zabiegach występuje kilkuletni „miesiąc miodowy”.