1. „Obcy: Przebudzenie” z 1997 roku to czwarty film w serii, którego akcja dzieje się jakieś 200 lat później.
2. Film nie miał skomplikowanej produkcji z ludźmi rezygnującymi ze współpracy, ale było kilka wersji scenariusza, np. według wczesnego pomysłu to Newt miała być sklonowana.
3. Reżyserem został Jean-Pierre Jeunet, w Polsce prawdopodobnie kojarzony głównie z „Amelią” [sic!],a za efekty specjalne odpowiedzialny był Pitof (późniejszy reżyser filmu „Vidocq”). Producenci liczyli, że europejskie podejście odświeży formułę.
4. Pomimo całej tej europejskości, fabuła ma klimat klasycznego filmu akcji sci-fi, jakiego możnaby spodziewać się po 1997 roku, na dobre i na złe. Jest więcej zabawnych scen, co dalej odsuwa film od stylistyki horroru. Sami obcy pełnią przez większość filmu rolę dekoracji.
5. Po komputerowym obcym mamy tu w większości powrót do praktycznych efektów specjalnych, włączając w to miniatury statków kosmicznych. Tego typu podejście zawsze procentuje po latach.
6. Jest kilka ciekawych scen, jak np. pościg pod wodą, który przywodzi na myśl „Matrix”, który pojawił się 2 lata później (szczególnie strzał pod wodą, który jest spowolniony i zostawia widoczny tor lotu pocisku). To pokazuje, że „Matrix” nie wziął się znikąd.
7. Jeunet odszukał notatki z kręcenia pierwszego „Obcego” i zastosował te same kąty kamery, aczkolwiek nie wyłapałem tego podczas seansu.
8. Sigourney Weaver dała się przekonać scenariuszem i tym, że mogła na nowo podejść do postaci Ripley, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że przede wszystkim bawiła się swoją rolą. Lubię to, więc mi to nie wadziło (zwłaszcza w takim filmie), ale rzucało się to w oczy.
9. Joss Whedon, scenarzysta, nie był zadowolony z końcowego efektu, ale nie dlatego, że były zmiany w scenariuszu, tylko dlatego, że wszystko było zrobione „nie tak” — kwestie były wypowiedziane w zły sposób, sceny zagrane w zły sposób itd.
10. Podsumowując, z jednej strony jest poprawa, z drugiej czwarta odsłona jest już de facto własnym epigonem.
Inna sprawa, że nie mogłem oprzeć się podczas oglądania „Obcego: Przebudzenie” wrażeniu, że twórcy „Expanse” go widzieli i pomyśleli coś w stylu „to dobry pomysł, ale został źle zaimplementowany” i zrobili swoje podejście. Nie oglądałem „Firefly”, późniejszego projektu Jossa Whedona (jeżeli nie liczyć „Serenity”, filmu nakręconego po anulowaniu serialu czy jakoś tak), ale czytałem komentarz, że on sam sporo z tego vibe'u umieścił potem w swoim serialu. Może więc film miał pośredni wpływ na inne filmy. A to nie takie nic i pewnie z tego względu warto obejrzeć tę odsłonę, jeżeli jest się filmomaniakiem.